środa, 29 marca 2017

Prolog



PROLOG
Żegnaj


Jest mi po prostu przykro.
Dzisiejszy ranek zaczął się dużo lepiej od poprzedniego. Po raz pierwszy od dawna obudziło mnie słońce. Niebo nie płakało, więc i ja poczułem się dobrze przez kilka sekund, zanim przypomniałem sobie datę. Dwudziesty pierwszy marca – pierwszy dzień kalendarzowej wiosny i ostatni, w którym mogłem cię zobaczyć.
Z początku nie byłem pewien w co się ubrać. Nie lubiłaś czerni – koloru, który pasowałby najlepiej do tego dnia – nie chciałem więc cię rozzłościć. Założyłem ciemne jeansy i białą koszulę, przez co nagrabiłem sobie u większości zgromadzonych. Nie dbałem o to. W końcu ten dzień należał do ciebie, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało.
Miałem wrażenie, jakby dwudziesty pierwszy marca nigdy się nie kończył.
Wszystko przypominało mi o tobie. Wyszczerbiony kubek wyglądał jakbyś za chwilę miała go unieść swoimi dłońmi. Widziałem oczami wyobraźni jak długie, chude palce oplatają czarny napis na jego boku. Słyszałem jak śpiewasz pod prysznicem ulubiony w tym tygodniu kawałek, od którego pękały uszy. Czułam twoje wargi na moich – smakowałem malinowy balsam. Wchłaniałem zapach włosów, które co dzień myłaś tym samym, jabłkowym szamponem.
Cały dom pachniał słodkimi perfumami, a ja panicznie bałem się, co będzie kiedy wywietrzeją. Co będzie kiedy wrócę i zdam sobie sprawę, że nigdy więcej nie porozrzucasz ubrań w sypialni. Już nigdy nie zostawisz odcisku szminki na moim policzku. Już nigdy nie nazwiesz mnie Kłapouchem.
Co będzie, kiedy zdam sobie sprawę z tego, że życie z tobą jest tylko przeszłością. Że odeszłaś, zostawiłaś mnie i kazałaś żyć dalej.
Więc stoję tu dzisiaj nad świeżo rozkopaną ziemią, z długopisem w ręce i pytam: Jak?
Nie jestem pewien, kiedy się w tobie zakochałem. Może tego dnia, w którym wylałaś na mnie połowę swojej kawy i zamiast przeprosić, zaczęłaś się śmiać. Może wtedy, kiedy kategorycznie zabroniłaś mi spotykać się z daleką kuzynką, bo w końcu była ,,DALEKĄ kuzynką”. Może w minucie, w której odkryłem jak idealnie pasują do siebie nasze ciała. Może kochałem cię już wtedy, kiedy zarysowałaś bok auta, na które zbierałem kilka lat.
Nigdy nie byłem gotów powiedzieć: Żegnaj.
Kochałam twoją niezdarność, kiedy za każdym razem rozsypywałaś cukier. Kochałem, kiedy w kółko powtarzałaś jak bardzo wierzysz w ludzką dobroć. Kochałem sposób w jaki wypowiadałaś moje imię. Kochałem cię nawet wtedy, kiedy kazałaś mi oglądać głupie seriale.
I nigdy nie przypuszczałem, że cokolwiek może to zakończyć. Więc wybacz mi, jeśli nie wiem w jaki sposób się pożegnać. Wybacz, jeśli to co robię nie jest dość dobre. Jeśli pragniesz czegoś innego.
Tak wiele miałem ci jeszcze do powiedzenia. Tak wiele rzeczy miałem ci ofiarować. Tak wiele spraw nadal wisi w powietrzu – niedokończonych i których nie dokończymy nigdy.
Powinienem zrobić za ciebie to, co chciałaś zrobić?
Nie chcę pozwolić żebyś została zapomniana, tak jak ludzie zapominają o ulubionym ubraniu, które w końcu zastępują nowym.
Więc stojąc tutaj, pragnę żebyś wiedziała, że serce zostawiam w twoich dłoniach.
Zostawiam je tutaj i wiem, że zaopiekujesz się nim najlepiej jak potrafisz.
Żegnaj, Eve Stronfield. Oby niebo czekało na ciebie z otwartymi ramionami.