PROLOG
Żegnaj
Jest mi po prostu przykro.
Dzisiejszy ranek zaczął się dużo lepiej
od poprzedniego. Po raz pierwszy od dawna obudziło mnie słońce. Niebo nie
płakało, więc i ja poczułem się dobrze przez kilka sekund, zanim przypomniałem
sobie datę. Dwudziesty pierwszy marca – pierwszy dzień kalendarzowej wiosny i
ostatni, w którym mogłem cię zobaczyć.
Z początku nie
byłem pewien w co się ubrać. Nie lubiłaś czerni – koloru, który pasowałby
najlepiej do tego dnia – nie chciałem więc cię rozzłościć. Założyłem ciemne
jeansy i białą koszulę, przez co nagrabiłem sobie u większości zgromadzonych.
Nie dbałem o to. W końcu ten dzień należał do ciebie, jakkolwiek głupio by to
nie zabrzmiało.
Miałem wrażenie,
jakby dwudziesty pierwszy marca nigdy się nie kończył.
Wszystko przypominało mi o tobie.
Wyszczerbiony kubek wyglądał jakbyś za chwilę miała go unieść swoimi dłońmi.
Widziałem oczami wyobraźni jak długie, chude palce oplatają czarny napis na
jego boku. Słyszałem jak śpiewasz pod prysznicem ulubiony w tym tygodniu
kawałek, od którego pękały uszy. Czułam twoje wargi na moich – smakowałem
malinowy balsam. Wchłaniałem zapach włosów, które co dzień myłaś tym samym,
jabłkowym szamponem.
Cały dom
pachniał słodkimi perfumami, a ja panicznie bałem się, co będzie kiedy
wywietrzeją. Co będzie kiedy wrócę i zdam sobie sprawę, że nigdy więcej nie
porozrzucasz ubrań w sypialni. Już nigdy nie zostawisz odcisku szminki na moim
policzku. Już nigdy nie nazwiesz mnie Kłapouchem.
Co będzie, kiedy zdam sobie sprawę z
tego, że życie z tobą jest tylko przeszłością. Że odeszłaś, zostawiłaś mnie i
kazałaś żyć dalej.
Więc stoję tu
dzisiaj nad świeżo rozkopaną ziemią, z długopisem w ręce i pytam: Jak?
Nie jestem pewien, kiedy się w tobie
zakochałem. Może tego dnia, w którym wylałaś na mnie połowę swojej kawy i
zamiast przeprosić, zaczęłaś się śmiać. Może wtedy, kiedy kategorycznie
zabroniłaś mi spotykać się z daleką kuzynką, bo w końcu była ,,DALEKĄ kuzynką”.
Może w minucie, w której odkryłem jak idealnie pasują do siebie nasze ciała.
Może kochałem cię już wtedy, kiedy zarysowałaś bok auta, na które zbierałem kilka
lat.
Nigdy nie byłem
gotów powiedzieć: Żegnaj.
Kochałam twoją niezdarność, kiedy za
każdym razem rozsypywałaś cukier. Kochałem, kiedy w kółko powtarzałaś jak
bardzo wierzysz w ludzką dobroć. Kochałem sposób w jaki wypowiadałaś moje imię.
Kochałem cię nawet wtedy, kiedy kazałaś mi oglądać głupie seriale.
I nigdy nie
przypuszczałem, że cokolwiek może to zakończyć. Więc wybacz mi, jeśli nie wiem
w jaki sposób się pożegnać. Wybacz, jeśli to co robię nie jest dość dobre.
Jeśli pragniesz czegoś innego.
Tak wiele miałem
ci jeszcze do powiedzenia. Tak wiele rzeczy miałem ci ofiarować. Tak wiele
spraw nadal wisi w powietrzu – niedokończonych i których nie dokończymy nigdy.
Powinienem
zrobić za ciebie to, co chciałaś zrobić?
Nie chcę pozwolić żebyś została zapomniana,
tak jak ludzie zapominają o ulubionym ubraniu, które w końcu zastępują nowym.
Więc stojąc
tutaj, pragnę żebyś wiedziała, że serce zostawiam w twoich dłoniach.
Zostawiam je tutaj i wiem, że
zaopiekujesz się nim najlepiej jak potrafisz.
Żegnaj,
Eve Stronfield. Oby niebo czekało na ciebie z otwartymi ramionami.